Nawiązując do wcześniejszego wpisu dot. regresu ubezpieczeniowego w razie spowodowania wypadku w stanie nietrzeźwości lub po użyciu alkoholu, dziś kilka słów o przykrych prawnych konsekwencjach, jakie w razie wypadku spowodowanego przez kierowcę na tzw. „podwójnym gazie” dotknąć mogą jego pasażerów. Otóż zgodnie z ugruntowanym orzecznictwem sądów, w tym Sądu Najwyższego, w razie wypadku spowodowanego przez nietrzeźwego kierowcę, podróżujący z tym kierowcą pasażer przyczynia się do szkody, jaką w tym wypadku dozna. Oznacza to, że przysługujące pasażerowi z polisy OC sprawcy wypadku odszkodowanie zostanie zmniejszone, i to najczęściej aż o 50%. Warunkiem jest oczywiście, by pasażerowi można było przypisać winę w przyczynieniu się do szkody – innymi słowy ubezpieczyciel oc sprawcy musi udowodnić, że pasażer wiedział o tym, że kierujący przed jazdą spożywał alkohol (bo np. pili go wspólnie albo stan kierowcy ewidentnie na spożycie wskazywał). Przyczynienie do szkody nie grozi nam zatem, jeśli doznamy obrażeń np. jako pasażerowie tramwaju prowadzonego przez nietrzeźwego motorniczego (no chyba, że ten swą nietrzeźwość będzie manifestował…). Drugim warunkiem zastosowania przyczynienia jest oczywiście wina kierującego pojazdem, którym podróżujemy – jeśli do wypadku dojdzie z winy innego uczestnika ruchu, otrzymamy pełne odszkodowanie, nawet jeśli my jechaliśmy z pijanym.
Czy to jest sprawiedliwe? Na pierwszy rzut oka tak. Przyczynienie pełni w tym przypadku funkcję odstraszającą i wychowawczą – ustawodawca i sądy mówią nam: nie jeździj z nietrzeźwym, bo w razie wypadku spowodowanego przez niego nie odzyskasz pełnego odszkodowania za szkodę, którą poniesiesz. W kraju, w którym wg policyjnych statystyk dziesiątki tysięcy osób rocznie tracą prawo jazdy za prowadzenie auta w stanie nietrzeźwości (tzn. tyle osób udaje się złapać, zakładam że kilkukrotnie więcej, tj. kilkuset tysięcy kierujących po spożyciu, złapać się nie udaje), każdy sposób walki z pijanymi kierującymi wydaje się dobry. Na marginesie pojawia się jednak pytanie, czy prewencji generalnej służyć winny instytucje prawa cywilnego…
Z drugiej strony jednak trzeba zadać sobie pytanie, czyja wina jest większa: pasażera, który ryzykuje jazdę z nietrzeźwym, czy nietrzeźwego kierowcy, ryzykującego zdrowie i życie nie tylko swoje, ale także innych (podstawową przesłanką przyczynienia, zgodnie z art. 362 k.c., jest stopień winy poszkodowanego w relacji do winy sprawcy szkody)? Warto też zestawić przyczynienie z instytucją regresu ubezpieczeniowego. Jak pisałem wcześniej, jeśli wypadek spowoduje osoba w stanie po użyciu alkoholu albo w stanie nietrzeźwości, odszkodowanie poszkodowanym wypłaci ubezpieczyciel OC pojazdu (a jeśli pojazd nie miał OC, Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny), ale następnie ma on regres do sprawcy wypadku. Ostatecznym płatnikiem odszkodowania jest zatem sam nietrzeźwy kierujący, który wypadek spowodował. Ponieważ jednak kierujący sprawca wypadku był nietrzeźwy, przysługujące jego poszkodowanemu pasażerowi odszkodowanie zostaje umniejszone o % przyczynienia się. Pijany kierowca ma zatem zapłacić pasażerowi mniejsze odszkodowanie właśnie dlatego, że sam był pijany…
Nie umniejszając zatem winy pasażera, świadomie decydującego się na jazdę z nietrzeźwym, musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy nietrzeźwy kierujący naprawdę zasługuje na to, by zmniejszać mu wysokość odszkodowania, jakie ma do zapłacenia pasażerowi, którego przewoził? Nie sądzę…
A może chodzi tu o ochronę interesu ubezpieczycieli, aby ci mniej musieli płacić za wypadki spowodowane przez nietrzeźwych? Czy interes ubezpieczycieli powinien mieć w tym momencie pierwszeństwo przed dobrem poszkodowanych? Przecież jak już pisałem, ubezpieczyciel wówczas ma do sprawcy wypadku regres (ubezpieczyciel jest płatnikiem pośrednim, ostatecznym płatnikiem odszkodowania jest sprawca), czyli i tak jest w sytuacji lepszej, niż gdy wypadek spowoduje kierowca trzeźwy i regresu do sprawcy w ogóle brak, a ostatecznym płatnikiem odszkodowania pozostaje sam ubezpieczyciel, który ciężaru wypłaconego odszkodowania na nikogo już nie przerzuci.